4 Września podczas Eucharystii pięć małżeństw przyjęło Kartę. Powstała nowa ekipa w Warszawie.

Witamy bardzo serdecznie w Ruchu END Kasię i Sebastiana, Wiolettę i Rafała, Karolinę i Tomka, Joannę i Michała, Hanię i Jacka.

Ojciec Caffarel powiedział że “END mają za podstawowy cel pomagać małżeństwom w dążeniu do świętości. Ani więcej ani mniej”. Życzymy Wam kochani aby rozwój Waszej duchowości w Ruchu END zbliżał Was do Boga, siebie i innych.

Marzenka i Michał Mamczarz

Świadectwo

Szczęść Boże!

Jak to się stało, że trafiliśmy do Ruchu Equipes Notre-Dame?

O istnieniu wspólnoty dowiedzieliśmy się od Jarka, brata Joanny, oraz od jego żony, Zosi, którzy są w END już ładnych parę lat. Byliśmy nieufni i zdystansowani, i właściwie niezainteresowani tematem, a ich nieśmiałe uwagi o tym, że my także moglibyśmy wstąpić do Ruchu, puszczaliśmy mimo uszu.

Najwyraźniej jednak Pan Bóg powoli, powoli prowadził nas w tym kierunku. Deklarowaliśmy wprawdzie otwarcie, że nie jesteśmy “wspólnotowi”, ale kilka razy zdarzyło nam się uczestniczyć w rekolekcjach END. Na początku odpowiadał nam status wolnych strzelców, przynajmniej tak nam się wydawało… Obserwowaliśmy jednak ludzi z ekip, zwłaszcza z ekipy Zosi i Jarka. Bywaliśmy nawet na ich nieformalnych spotkaniach. Było to doświadczenie budujące i wzmacniające nasze rosnące zainteresowanie END. Po pewnym czasie okazało się, że właściwie oboje dopuszczamy już do siebie myśl o tym, że może warto by spróbować.

W 2009 roku udało nam się wyjechać ze szwagrostwem na wakacje nad morze. Termin wyjazdu dopasowaliśmy do terminu rekolekcji END w Skomielnej Czarnej, tak aby z kilkudniową przerwą spędzić razem kolejne dni. To chyba właśnie wtedy zapadła decyzja, żeby zasmakować duchowości tej wspólnoty. Wciąż jednak mieliśmy sporo wątpliwości. Żadne z nas nie było nigdy wcześniej w jakimkolwiek tego typy Ruchu, baliśmy się egzaltacji i przesłodzonych form religijności, z jakimi kojarzyły nam się wszelkie wspólnoty. Nasz dotychczasowy status niedzielnych katolików, bez zobowiązań i bez ambicji, wydawał się znajomy i bezpieczny. Z drugiej jednak strony prześladowało nas poczucie bliżej nieokreślonego braku, tęsknoty za czymś więcej niż tylko gra pozorów. Powoli traciliśmy z pola widzenia swój cel, a bez tego celu zmagania z codziennością stawały się nieznośne, a życie jałowe i pozbawione sensu. Tymczasem my powoli oddalaliśmy się od siebie. W praktyce przekładało się to na nieustanne napięcie, frustrację, wyrzuty sumienia, wobec siebie samych, wobec siebie nawzajem, a także wobec dzieci, które miały przecież rozwijać się i dorastać w domu, w którym wiara, nadzieja i miłość to coś więcej niż frazesy. Tak oto, pełni obaw, lecz dobrej myśli, trafiliśmy na pierwsze spotkanie END.

Obecnie nasza ekipa liczy pięć małżeństw. Każdy trafił do pilotażu z bagażem innych doświadczeń, ale połączyła nas tęsknota za wspólnotowym przeżywaniem wiary i potrzeba dzielenia się tym, co dla nas najistotniejsze. Początki nie były łatwe, właściwie teraz także nie jest łatwo. Gdyby jednak ktoś zapytał nas, czy nasza obecność w END wraz z koniecznością comiesięcznych spotkań to obciążenie czy podpora, nie zastanawialibyśmy się, co odpowiedzieć. Wprowadzani przez rok w szczegóły duchowości ekip i zapoznawani z kolejnymi zadaniami, w pewnym momencie zorientowaliśmy się, że dzięki ich realizacji nasze życie małżeńskie i rodzinne ma szansę nabrać całkiem nowego smaku.

Pilotaż END zmusił nas do zrewidowania złych przyzwyczajeń, jak na dłoni ujrzeliśmy nasze lenistwo i wygodnictwo. Łatwiej nam teraz o modlitwę, także wspólną, łatwiej też odróżnić sprawy błahe od stotnych. Czyż nie jest to czysty zysk dla nas i dla naszych dzieci, zysk w najlepszym tego słowa znaczeniu? Zdajemy sobie sprawę, że to początek drogi na całe życie, jednakże wkroczenie na tę drogę postrzegamy jako pozytywne wyzwanie i dołożymy wszelkich starań we wzajemnym wspieraniu się, aby z niej nie zboczyć.

Joanna i Michał Dylewscy

Galeria zdjęć