W Legnicy Sektor Dolnośląski zainaugurował nowy rok formacyjny. Swoimi refleksjami podzieliła się Weronika:

Co komu daje uczestnictwo w takim dniu? Każdemu, kto był, pewnie co innego. Mnie – wiele małych rzeczy, które składają się na stwierdzenie – fajnie było!

Choć spóźnieni i, niestety, nieuczestniczący w Adoracji i słowie o Cudzie Eucharystycznym, który miał tu miejsce, dojechaliśmy z przynajmniej jednym dzieckiem już po drzemce. W pół godziny zdążyliśmy się zaaklimatyzować, zjeść, nakarmić dzieci i odstawić na opiekę. A to sukces, bo 14 – miesięczny synek był po raz pierwszy i się udało! Wprowadzeniu do roku formacyjnego i dzielenie w grupkach przebiegło bez zakłóceń. Szczęśliwi my, bo z „dziećmi jest ruletka” – jak Monia z naszej ekipy określiła :)

Nie było nas wiele, więc zmieściliśmy się w salce bez zbędnego ścisku. Każdy załapał się na kawałek pizzy! Tak, była pizza, i urocze było też to, że sami za nią płaciliśmy, bo sektor jest pod kreską :) Samo życie :)

Podobało mi się to, że uznaliśmy ojca Jozuego za najwierniejszego duszpasterza ENDu. Kapłan, który jest zawsze. Jak to ktoś powiedział: „Jeden, ale za to jaki!”.

Było przypomnienie o kolejności wartości – najpierw mąż/żona (starania o siebie i wzajemną świętość są zadane przez Boga!), potem dzieci, potem Ekipa, potem cały ruch. Jeśli coś nie gra w relacji ze współmałżonkiem, to na nic się zda podejmowanie posług. Mamy być aktywni, ale nie kosztem rodziny.

Potem Mąż zrobił mi kawę, choć nie zdążyłam poprosić. Domyślił się!

A do kawy… ciasto – można by ogłosić plebiscyt, bo było chyba pięć drożdżowych z owocami sezonowymi <3

Wiecie, z jednej strony czułam lekki pęd, bo chciałabym pogadać spokojnie choć z tymi, którzy blisko siedli. A z drugiej strony, może czasem to nie jest konieczne, może wystarczy być i cieszyć się, że oni też są? Miłe jest nabieranie sałatki i powiedzenie z uśmiechem „cześć”. Wystarczy. To już buduje wspólnotę. Nie łudzę się, że zapamiętam imiona wszystkich :) Na tym etapie jednak chyba aż tak bardzo się tym nie przejmuję.

Pierwszy raz zrobiłam zawijane ciasto francuskie z pieczarkami. Miałam ochotę od dawna. Roladki piekły się poprzedniego wieczoru do późna. By zająć czymś dzieci niechcące spać, obserwowałam z nimi, jak ciasto się rumieni. Synek w końcu zasnął na rękach przy ciepłym piekarniku. Na agapę dumnie położyłam wypieki na stole i zniknęły <3

Bardzo podoba mi się okładka tegorocznych materiałów. Myślę sobie, że to dobra grafika. Hasło radości w codzienności przemawia do mnie. Już mam ochotę zaglądać do środka tekstów :)

Grupki znów były zaskoczeniem – mnie rozmawiało się dobrze. Mąż, który nie przepada za taką formą, dzielnie milczał. Zamiast tego wolałby krótki dialog małżeński. Dobrze wspomina taką inicjatywę, która miała miejsce podczas Wielkopostnego Dnia Skupienia. Dziś ze skupieniem miał problem. Ale przecież rozumiem. Powiększa nam się rodzina, trzeba kupić większe auto. Nic dziwnego, że w głowie miał citroena C4 grand picasso z automatyczną skrzynią biegów. Świeżo co zrobiłam prawko, więc to wszystko są duże decyzje:)

Na dzieleniu ważne dla mnie było przypomnienie, że, proponując lub podejmując posługę lub jakieś apostolstwo, odpowiedzialność leży po obu stronach.

Na homilii wpadło mi w ucho, że:

  • w tym roku jesteśmy wezwani w Ekipach do szczerości między sobą
  • rozpoczęcie roku END jest naszym obowiązkiem, a nie dodatkowym spotkaniem (choć czasem są równie ważne obowiązki, które zatrzymują przed pojawieniem się na ogólnoekipowych spotkaniach – to trzeba dobrze rozeznać); obowiązek jest też wolą Bożą w naszym życiu
  • owocem modlitwy jest skupienie, a nie na odwrót (wytrwałość w podejmowaniu modlitwy mimo braku idealnych warunków rodzi łaskę dobrej modlitwy i przychodzi z czasem).

Jestem wdzięczna za to, że byliście. O, jakie to wspaniałe uczucie, nie czuć się na Mszy Świętej skrępowanym czyimś osądem. Na przykład, wiedząc, kto stoi obok nas lub za nami w ławce, nie martwię się, że oceni to, jak pilnujemy dzieci w kościele. To tak dużo daje pokoju. Też wyjście na środek i przyjęcie posługi wydaje się być proste, gdy są życzliwi ludzie. Ale, żeby to poczuć, trzeba się w ruch wkręcać.

Jedno małżeństwo przyjęło kartę – choć ich nie znam, mimowolnie się cieszę. A może nawet lekko wzruszam?

Dziękuję większości małżeństw za chętne branie ulotek po Eucharystii. To też podbudowuje, że chcecie pomóc zanieść END dalej. Czy coś z tego wyjdzie, czy nie – liczy się Wasze pozytywne nastawienie.

I na koniec – nie można mieć wszystkiego. Dobry czas, choć powrót z marudząco – płaczącymi dziećmi wypadł słabo. I nasze nerwy. Mimo to, warto było :)”