Vide finem [Patrz na koniec]! – brzmi starożytna sentencja pouczająca, aby tak prowadzić życie, by przez cały ten czas uwzględniać fakt, że w którymś nieznanym nam momencie trzeba będzie z tym, co tu nas trzyma, się rozstać i odejść. Dla nas, chrześcijan ów finis nie jest kresem, bo wierzymy, że stanowi on bramę prowadzącą do innego wymiaru życia z Bogiem w wieczności. Jednak to, jak się dokona owo przejście, także pozostaje dla nas tajemnicą. W przypadku jednych nastąpi ono nagle, inni odchodzić będą wolno, pogrążeni w bólu, a nierzadko i samotności. I właśnie o tym, tzn. o odchodzeniu do wieczności oraz o towarzyszeniu odchodzącym, w weekend 9‒11 czerwca 2023 r. w Gostyniu Grzegorz i Ewa Małeccy z Wielkopolski zorganizowali rekolekcje dla małżeństw END pt. „Niepomocni pomocnicy. Czy uczyniłem wszystko, co powinienem?”. Posługę kapłańską i zarazem głównego rekolekcjonisty przyjął ks. Ryszard Mikołajczak z Hospicjum św. Jana Kantego w Poznaniu. 

Uczciwie mówiąc, do Gostynia przyjechaliśmy trochę z obowiązku wypełnienia jednego z punktu wysiłku formacji END. Zapisaliśmy się na ten termin, bo innych nie było, a czas lockdownów znacznie utrudniał spełnienie wymagania uczestniczenia w zamkniętych ćwiczeniach duchowych. Temat zaś brzmiał dość tajemniczo: któż przecież może orzec, że we wszystkich wymiarach życia dokonał wszystkiego, co mógł i powinien? Było więc dla nas pewnym zaskoczeniem, że oto będziemy słuchać o hospicjum, opiece paliatywnej i umieraniu.

A jednak temat ten otworzył nam oczy, że przecież te treści są nam bardzo potrzebne, bo wokół siebie mamy tylu ciepiących na nieuleczalne choroby lub wręcz umierających, do których stanu jakby przyzwyczailiśmy się przez fakt własnej bezradności wobec ich cierpienia. Dodatkowo pogrążając się w codziennym aktywizmie, znajdowaliśmy milion powodów na usprawiedliwienie naszego braku zaangażowania.

Tymczasem rekolekcje głoszone przez ks. Ryszarda w Gostyniu ukazały nam, że człowiek chory jest bogactwem Kościoła. Bogactwo to polega na przypominaniu o istnieniu krzyża, który jest nieodłączną częścią ludzkiego życia, a świat – zwłaszcza w naszych czasach apoteozy młodości i witalności – ucieka od krzyża, a przecież przyjęcie go daje szansę zmartwychwstania i to jest właśnie nasz finis, cel naszego życia. Czy zawsze pamiętamy, że jesteśmy powołani do życia wiecznego? A ono wiedzie przez krzyż i innej drogi nie ma…

Co jednak możemy zrobić my, czyli otoczenie chorego? W zakresie opieki medycznej i pielęgnacji pewnie niewiele i tym często się usprawiedliwiamy, że nie jesteśmy specjalistami, że to nas przerasta, że mamy inne pilniejsze obowiązki… Tymczasem – jak pięknie mówił nam ks. Ryszard – my jesteśmy po to, aby wokół chorego stworzyć Kościół, czyli wspólnotę wierzących, aby dzięki niej on mógł być umocniony w swojej świadomości odchodzenia i przygotowania się na spotkanie z Bogiem. Łotr na Golgocie bowiem nie byłby zdolny odczuć skruchy, gdyby nie było z nim Jezusa. „Nasza obecność polega na uobecnianiu Boga, którego imię brzmi Jestem” – zauważył rekolekcjonista. Nie mamy więc czegoś specjalnego robić czy mówić, ale trwać i przedstawiać chorego Bogu w modlitwach, aby on jak najmężniej uniósł swoje cierpienie.

Podczas rekolekcji Pan zasiał w nas postanowienie, aby zwrócić baczniejszą uwagę na chorych wokół nas. By podjąć wysiłek owego tworzenia Kościoła, nawet jeśli nie będzie to związane z bezpośrednim głoszeniem Ewangelii, lecz trwaniem, które ich umocni. Jeśli bowiem dziś tak często mówi się w Kościele o inkluzywności, o potrzebie włączania tych, którzy są niejako na obrzeżach wspólnoty wiernych z powodu choroby odcinającej ich od obecności na Mszy św., to zwrócenie naszej uwagi na chorych i umierających, na przekór panującym tendencjom w świecie, byłoby najlepszym tego przejawem. „Gdy ty jesteś przy chorym czy umierającym, to pamiętaj, że on cię uprzedza w twoim odejściu, bo ty też umrzesz” ‒ skonkludował jedną z konferencji ks. Ryszard.

Dziękujemy Ewie i Grzegorzowi za podjęcie tych fundamentalnych tematów, a ks. Ryszardowi za podzielenie się z nami swoim doświadczeniem trwania przy umierających, o których z nadzwyczajną czułością zatroskanego pasterza nam opowiadał. Dzięki Wam odnowiliśmy naszą perspektywę patrzenia na życie.

Joanna i Edward z Warszawy