DSC_2006.jpg

„Stał teraz na przełęczy. Nie było nikogo. Góry o tej porze roku były zazwyczaj puste. Ostrożnie wyjął róże z kartonu i wbijając głęboko nogi w śnieg zszedł nieco żlebem i położył kwiaty pod figurą. Patrzył na Nią przez chwilę. Był przekonany, że ten wyrzeźbiony kamień jest znakiem żywej obecności Matki”
(ks. Roman E. Rogowski „W wichrze jest Pan”)

W kalwaryjskim sanktuarium my, małżonkowie przybyliśmy jako dzieci Boże i dzieci Maryi – ośmielenie swoistym aktem adopcji jaki miał miejsce pod Chrystusowym krzyżem. „Oto Matka twoja” – padły słowa do ucznia. I uczeń wziął od tej godziny Matkę do siebie.

Uświadamiamy sobie w tym miejscu, że człowiek tu na ziemi zawsze potrzebuje matki.Mimo, że mamy wiernych przyjaciół, wspólnotę, kochającego męża czy żonę, dobre dzieci – potrzeba bycia kochanym bezwarunkową matczyną miłością jest w każdym z nas. Więc z ufnością zwracamy się ku Matce: Ona przyjmując przyniesione przez nas kwiaty (nawet gdy nie zawsze są to pachnące latem polne naręcza czy wspaniale czerwone róże ) cierpliwie słucha, pociesza, a nade wszystko kieruje nasze myśli ku Bogu. Ona szanując naszą wolność do niczego nas nie zmusza, cierpliwie czeka, czasami tylko otrze z oczu łzę matki zatroskanej o dziecko, które wybiera nie najlepszą drogę i podejrzane kompromisy. Ale Ona zawsze daje nam pewność, że oddając się w jej ręce trafimy tam, gdzie Niewyczerpane Źródło pokoju, łaski, prawdziwego szczęścia – trafimy do Jezusa Chrystusa.

„Stał przed figura jak przed tabernakulum. Wiatr napędzał na przełęcz kłęby niebieskich mgieł. Róże leżące na śniegu podobne były do wielkich kropel krwi zastygłych w chłodzie. A może były tymi kroplami?”
(ks. Roman E. Rogowski „W wichrze jest Pan”)

Maryja, będąc młodą, pełną radości matką maleńkiego Jezusa, usłyszała od Symeona zapowiedź okrutnego cierpienia „A duszę twoją miecz przeniknie”. Trudno jest sobie wyobrazić, co czuła kochająca matka pod krzyżem widząc mękę, krew, straszliwą agonię swojego ukochanego Syna…

Dla nas płynie nauka: nie ma miłości bez cierpienia, bez krzyża. Cierpliwa i łaskawa Miłość cierpi, ta Miłość, która nie pamięta złego i nie unosi się pychą niesie pokornie swój krzyż. Czasem niewielki, czasem wydający się że ponad siły. Choroba, strach, niepowodzenie, rozczarowanie, bezsilność – po ludzku przygniatają do ziemi i nie pozwalają się podnieść. Ale patrząc na heroiczną odwagę Maryi, która łączy swoje cierpienie ze zbawczą Męką Syna widzimy w naszych trudnościach sens, a nawet łaskę. Bywa, że jedynie przez cierpienie można wypisać w swojej duszy imię „Jezus” – to, o którym powiedziano : ” I nie ma w żadnym innym zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym moglibyśmy być zbawieni”. (Dz. 4,12)
Chwała Panu!
Magdalena Gubała ekipa IV