Kolejny wyjazd na Ukrainę do Odessy wypadł w dniu 21 lutego 2014 roku. Dzień poprzedni to tragiczne dni dla Ukrainy. Na Majdanie zginęło najwięcej osób. Sytuacja wydawała się być bardzo niestabilna. To zupełnie oczywiste, że stawialiśmy sobie pytanie o nasze bezpieczeństwo, o możliwości powrotu. Ostatecznie Helenka zostaje w domu, ja zgodnie z planem udaję się na lotnisko. Nie było we mnie żadnego niepokoju. Jakaś dziwna cisza, taka jakiej nigdy nie było podczas wyjazdów do Odessy. Nawet usterka techniczna samolotu, która o godzinę opóźniła odlot nie wprowadziła do mojego serca niepokoju. Zgodnie z umową na lotnisku czekał na mnie Igor. Po powitaniu nie mogliśmy nie rozmawiać o sytuacji na Ukrainie. Igor nie umiał ukryć łez. „Wiesz, tam zginęli tacy młodzi chłopcy, siedemnaście lat.” Czy można zdobyć wielkie dobro bez ofiary, pytałem się sam siebie. Wiedziałem, że nie. Nie tylko wiedziałem, ale powracały do mnie wspomnienia z roku 1980. Sakrament małżeństwa przyjęliśmy we wrześniu 1980 roku. Mój ojciec był w stoczni gdańskiej. Z napięciem czekaliśmy z Helenką, wtedy chyba nie do końca rozumiejąc co się dzieje, na mojego tatę zastanawiając się, czy ślub dojdzie do skutku. Dojechaliśmy do katedry w Odessie. Zacząłem się szykować do indywidualnych spotkań, jakie zaplanowaliśmy z Helenką na ten dzień.

Wieczorem, po spotkaniach z czterema małżeństwami, które jak zawsze okazały się bardzo owocne, spotkałem się z Księdzem Józefem. Poprosił, abym przyszedł do niego do mieszkania. Siedział przed komputerem i w napięciu oglądał 5 kanał telewizji ukraińskiej. Towarzyszyłem mu, raz rozumiejąc więcej, raz mniej. Więcej, gdy mówiono po rosyjsku, mniej, gdy po ukraińsku. W sposób dla mnie niezrozumiały wypowiadający się nagle zmieniali jeden język na drugi, by znowu powrócić do tego pierwszego. Pomyślałem sobie. Taka jest Ukraina, kraj, w którym te dwa narody żyją w większej lub mniejszej zgodzie. Ale przecież nie tylko oni, również Polacy lub Ukraińcy pochodzenia polskiego. W Odessie jest blisko 130 narodowości. To nieznany dla nas świat, wymagający ogromnej wzajemnej wrażliwości, przestrzeń w której dla chrześcijanina szczególnego znaczenia nabierają słowa świętego Pawła „Nie masz Żyda ani Greka, nie masz niewolnika ani wolnego, nie masz mężczyzny ani kobiety; albowiem wszyscy jedno jesteście w Jezusie Chrystusie.” W pewnej chwili zadzwonił telefon. Ksiądz Józef odebrał i powiedział „Już idę.” I wtedy się dowiedziałem, że o północy ma być odprawiona w Parafii Matki Bożej Fatimskiej msza święta w intencji Ukrainy. Spytałem, czy mogę też uczestniczyć w tej mszy świętej. Okazało się, że mogłem. Znalazło się dla mnie miejsce w samochodzie. Parafia Matki Bożej Fatimskiej znajdowała się na odległym końcu Odessy, ponad 30 minut jazdy. Jechałem razem z ks. Biskupem miejsca Bronisławem, ks. Józefem, ks. Michałem i młodym klerykiem. Mała kaplica pełna ludzi. Młodzież prowadzi śpiew. Żarliwa modlitwa i Chrystus, który gromadzi swoje dzieci. Po mszy świętej wystawienie Najświętszego Sakramentu, różaniec. I znowu ten sam motyw zmieniającego się języka. Piękna pieśń, w której powraca motyw „Modlimy się za Ukrainę.” Jest w tej pieśni coś z pieśni śpiewanej w Brazylii, pieśni modlitwy do matki Bożej Aparecidy. Około drugiej wracamy do domu parafialnego. Księża musza wstać rano, aby odprawić poranną mszę świętą. Ja wstaję trochę później i przygotowuję się do spotkań dwóch ekip.

Obydwa spotkania rozpoczynają się od modlitwy za poległych na Majdanie, wyczuwa się napięcie. W spotkaniu pierwszej ekipy uczestniczy 7 małżeństw, w drugim 6. Brakuje Aleksandra i Wiktorii. Wiktoria jest poważnie chora. Modlimy się za nią. Właściwie na całych spotkaniach nie można się uwolnić od tragicznych wydarzeń na Majdanie. Dziękuję Panu Bogu za to, że w jakimś sensie mogę uczestniczyć w ich doświadczeniach. Widzę wyraźniej, że budowanie wspólnoty małżeństw realizuje się między innymi poprzez wzajemną zgodę na uczestniczenie w życiu innych małżeństw. To wielki dar być dopuszczonym do wnętrza czyjegoś życia. To chyba również słabość naszych wewnętrznych małżeńskich relacji. Pomimo tego, że „A tak już nie są dwoje, ale jedno ciało.” ciągle ograniczamy mniej lub bardziej dostęp do naszego wnętrza, do życia duchowego. A przecież wierzymy niezłomnie w siłę pomocy braterskiej. Te gorzkie myśli, kierowane głównie do siebie samego znajdują pociechę w widocznym dla Helenki i dla mnie wzrostem jedność tych obcych na początku sobie małżeństw. Bogu niech będę dzięki! Widzimy wielką żarliwość ks. Józefa, który nie tylko jest naszym doradcą duchowym, ale również uważnym słuchaczem z wielką pokorą przyjmujący nasze uwagi. Po spotkaniu pierwszej i drugie ukraińskiej ekipy żegnamy się serdecznie. Zmęczeni, ale radośni. I znowu wieczorem razem z księżmi śledzimy wydarzenia na Majdanie, ciesząc się radością zwycięstwa tych odważnych, dzielnych ludzi zgromadzonych w Kijowie. I tylko gdzieś w głębi serca powraca do mnie myśl, że to dopiero początek. Rano czytam Słowo Boże na 7 niedzielę zwykłą. „Bądźcie świętymi, bo ja jestem święty, Pan, Bóg wasz! Nie będziesz żywił w sercu nienawiści do brata. Będziesz upominał bliźniego, aby nie zaciągnąć winy z jego powodu. Nie będziesz szukał pomsty, nie będziesz żywił urazy do synów twego ludu, ale będziesz kochał bliźniego, jak siebie samego, Ja jestem Pan.” Ty Panie przychodzisz ze swoim słowem, bo Ty masz słowa życia wiecznego. Czyż mogłeś Panie przygotować lepsze słowo na niedzielę po zwycięstwie ukraińskiej rewolucji?

Na lotnisko odwozi mnie Igor i Ludmiła. Ludmiła zauważa: „Wiesz, te spotkania wyglądają teraz zupełnie inaczej. Jesteśmy sobie dużo bliżsi. Pozdrów serdecznie Helenkę. Będziemy na was czekali.”

Paweł i Helena Kukołowiczowie

25 marca 2014