Szczęść Boże, nazywamy się Agnieszka i Szczepan Paproccy, jesteśmy z Leżajska z ekipy nr 9. Jesteśmy małżeństwem od 12 lat, mamy 4 dzieci w wieku 11, 8, 6 i 4 lat. 10 grudnia w Kościele Św. Michała Archanioła w Łańcucie przyjęliśmy wraz z innymi małżeństwami Kartę Equipes Notre-Dame.
Szczepan: Ja pracuję zawodowo i staram się wspierać Żonę w tych domowych wyzwaniach. Aktualnie wraz z dwójką młodszych córek (8 i 6 lat) kolejny raz przeżywamy przygotowania do Pierwszej Komunii św. w tzw. „Barankach”. Baranki to grupa kilku rodzin, które pod opieką małżeństwa prowadzącego i kapłana w indywidualny sposób przygotowuje się całą rodziną na ten wyjątkowy dzień.
Od 4 lat w okresie wakacyjnym uczymy się minimalizmu i z naszego domowego ciepełka i wygody w Leżajsku, wyjeżdżamy do malutkiego, starego drewnianego domu w Solinie, gdzie prowadzimy wynajem domków letniskowych. To dla nas bardzo wyczerpujący czas: Aga z 4 dziećmi pracuje przy sprzątaniu 8 domków, a ja przez ten okres jestem weekendowym tatą. I choć ta rozłąka bardzo nas wyczerpuje fizycznie i psychicznie, to także wiele nam i naszym dzieciom daje.
Zanim opowiemy, jak czujemy się w naszej Ekipie i co nam daje obecność w niej, powiemy kilka słów o tym, jak powstała. Kilka lat temu, w parafii Farnej w Leżajsku, na wezwanie ks. Proboszcza zawiązała się wspólnota młodych małżeństw i na tej wspólnocie się poznaliśmy. Trwaliśmy w niej kilkanaście miesięcy, lecz powoli, zaczęliśmy dostrzegać, że formuła spotkania „przy kawie i ciastku” nam nie odpowiada. Rozmowa na jakiś luźno zaplanowany temat plus króciutka modlitwa, to było zdecydowanie za mało i nasz zapał stopniowo gasł, aż decyzja o wyjściu ze wspólnoty stałą się rzeczywistością.
Mijały miesiące i na jakiś czas potrzeba przynależenia do wspólnoty w nas przyschła. Potem przyszła pandemia i życie przy parafii na kilkanaście miesięcy zamarło zupełnie. To był dla nas czas wielu duchowych przemyśleń i rozterek. Różne ograniczenia pandemiczne, jak np. 5 osób na Eucharystii bardzo nas zabolały i sprawiły, że znów odżyło w nas pragnienie bycia we wspólnocie, gdzie pomimo przeszkód zewnętrznych będziemy mogli mieć kontakt z kapłanem, sakramentami i podobnie czującymi ludźmi.
W tak zwanym międzyczasie, byliśmy poddawani delikatnemu lobbingowi ze strony dyskretnych, aczkolwiek bardzo skutecznych „agentów” Ruchu Ekip Notre Dame w osobach Kamili i Sebastiana Januszów z ekipy II – pewnie dostali taką pokutę od ks. Marka… ;) Opowiedzieli nam jak wyglądają spotkania Ekipy i przy niemal każdej okazji taktownie zachęcali by spróbować. Czując mocną niezgodę na te pandemiczne historie poczuliśmy, że idea Ekip staje się nam coraz bliższa i nadszedł moment, gdy od rozmów przeszliśmy do czynów.
Najpierw na naszej drodze Pan Bóg postawił o. Pawła Nycko, wówczas jeszcze diakona w Leżajskim klasztorze o. Bernardynów. Jest dobrze – pomyśleliśmy. Ku naszej radości 4 małżeństwa z chęcią się zgodziły. Dołączyła do nas jeszcze jedna para spoza Leżajska i w ten o to sposób powstała wspaniała szóstka, którą tworzymy obecnie :)
W mocnym, dobrze znanym składzie rozpoczęliśmy okres pilotażu pod okiem Moniki i Grzegorza Szubartów z Ekipy nr 2. Nasze pierwsze spotkania pokazały nam, jak bardzo brakowało nam wspólnie spędzanego czasu w gronie ludzi, pragnących żyć blisko Boga i próbujących pogłębiać swoją wiarę. Mając doświadczenie takiego trochę niedosytu duchowego z poprzedniej wspólnoty, bardzo spodobała nam się przemyślana struktura spotkania, praca z Pismem Świętym, wspólna modlitwa, dzielenie się życiem i podejmowanymi stopniowo punktami wysiłku. Zauważamy jak to wszystko stopniowo nas ubogaca, jaki dobry wpływ ma na nasze życie małżeńskie i rodzinne. Dzięki temu wysiłkowi czujemy, że wzrastamy. I choć różowo nie jest, raz idzie nam lepiej a raz gorzej, to mamy poczucie, że podążamy we właściwym kierunku.
Powiedzieć, że tęsknimy za naszymi spotkaniami naszej Ekipy to mało – my ich wręcz wyczekujemy! A jak już się spotkamy to, nie możemy się nagadać i łapiemy się na tym, że chciałoby się posiedzieć jeszcze chwilę dłużej… Jesteśmy Ekipą bardzo różnych małżeństw. Mamy różny małżeński staż i dzieci w różnym wieku. Słuchając o dylematach w relacjach z dwudziestolatkiem mamy wgląd, na co zwrócić uwagę, by z naszym sześciolatkiem tych dylematów w przyszłości było mniej. I choć gwarancji nie ma to, kto wie, może się uda. Od jednej pary uczymy się bezinteresownej życzliwości, od drugiej systematyczności, od kolejnej niesamowitej pokory czy upartego podejmowania wysiłków w zmierzaniu do celu.
Bardzo podoba się nam, że różniąc się nie przestajemy się po prostu lubić. Pamiętam rozmowę z jednym małżeństwem na temat wychowania. I choć padły słowa w stylu: „Szczepan, wybacz ale kompletnie się z Tobą w tym temacie nie zgadzam i mam zupełnie odmienne zdanie” to ani przez chwilę, nie pojawił się dystans i postawa odrzucenia wynikająca z takiej przemożnej dziś postawy: albo w tym ważnym temacie zgadzasz się ze mną w 100 procentach i jesteś z „mojego” plemienia albo nie i jesteś coraz większym wrogiem. Jest to dla nas niesamowicie cenne.
Cieszy nas, że tym, co nas spaja w Ekipie jest pragnienie, by Pan Bóg był dla nas i naszych rodzin najważniejszy, by w wierze wychowywać nasze dzieci i jednocześnie wzajemnie wzrastać, co w dzisiejszych czasach jak wszyscy wiemy – jest coraz trudniejsze.
Myśląc o Ekipach mam taką intuicję, że tu w Polsce jeszcze tlą się resztki wiary, jeszcze się jakoś bronimy, ale doświadczenie krajów zachodu pokazuje, że będzie tylko gorzej. W coraz większym stopniu żyjemy w czasach nie tyle pogańskich, ale poprzez gwałtowne odrzucanie Boga ten świat staje się wręcz barbarzyński. I trzeba się na to jakoś przygotować. Być może, sposobem na przetrwanie tych nadchodzących czasów będzie przepis podobny do tego z okresu po upadku cesarstwa rzymskiego, czyli reguła św. Benedykta.
Miała ona dwa ważne elementy: po pierwsze zakładanie i przeżywanie wiary w małych wspólnotach, a po drugie chęć życia Ewangelią w sposób obejmujący każdą dziedzinę życia tak, aby być jak lampa postawiona na świeczniku, która daje światło dla innych ludzi w pogubionym świecie. Jest ciekawym, że angielski akronim słów „Ekipy Notre Dame” – „END” – oznacza „koniec”. A w połączeniu ze słowem „end game” oznacza „ostateczną rozgrywkę”. I przyznam się, że patrząc jak wokół nas rozsypuje się dotychczasowy świat, widząc jak on się szybko zmienia na gorsze myślę, że duchowo bierzemy udział w takiej właśnie „ostatecznej rozgrywce”. I mam poczucie, że najodpowiedniejszym miejscem na taki czas jest właśnie „Ekipa” ludzi oddanych Bogu, która wraz z kapłanem powoli zmierza do świętości.
To wszystko czerpiemy z naszej Ekipy i na różne sposoby uświadamiamy sobie jak wielkim jest ona dla nas dobrem. Powoli poznajemy też świat poza Ekipą – bo wbrew pozorom on istnieje :) I jest to świat… innych, siostrzanych Ekip i wspólnych spotkań takich Święto Karty czy dni skupienia. I to jest kolejny poziom doświadczania wspólnoty w szerszym wymiarze, spotykania Was ze swoim bogactwem doświadczeń. Bardzo lubimy te spotkania, bo z każdego z nich zawsze jakąś myśl, czy refleksję wynosimy i potem, przy lampce domowego wina długo o tym rozmawiamy. Na tym poziomie powoli też zaczynamy doświadczać różnych duchowych prorozwojowych impulsów, które czasem mogą spadać jak grom z jasnego nieba… Ale o tym to już opowie więcej moja Żona.
Agnieszka: Ostatni czas był dla mnie bardzo trudny. Dopadł mnie taki marazm i beznadzieja wszystkiego, nawet modlić się nie potrafiłam. Ta modlitwa była, ale taka wyuczona i klepana bezmyślnie, bo myśli ciągle uciekały i doszło do tego, że czułam się wręcz opuszczona przez Boga i oddalona od ludzi. Miałam wrażenie, że wszyscy są jacyś złośliwi i kompletnie mnie nie rozumieją. Nie widziałam nawet sensu spotykania się z ludźmi. Bardzo źle też czułam się fizycznie – od dwóch miesięcy borykam się z bólem gardła i krtanią i czułam osłabienie organizmu. Do tego ciągłe napięcie na barkach, jak gdybym dźwigała jakąś belkę i od tego niekończące się zawroty i bóle głowy. Naprawdę bardzo źle się czułam pod każdym względem. Denerwowało mnie dosłownie wszystko i wszyscy.
Jak by tego było mało, dostałam telefon od Kingi z prośbą o naszą posługę na rekolekcjach. Mówiąc szczerze dobrze, że przez telefon rzuciła mi tylko kilka krótkich słów o natchnieniu Duchem Świętym po czym się rozłączyła. Bo jak Bóg mi świadkiem…. nie wiem, co bym jej nagadała. Rozpłakałam się i naprawdę pomyślałam, że chyba jakiejś depresji się nabawiłam. Minęło kilka dni, może ponad tydzień, kiedy spojrzałam w kalendarz i zorientowałam się, że zbliża się pierwszy piątek miesiąca. Znów myśl, że jeszcze to…. i pasowałoby pójść do spowiedzi (wiedziałam, że mówiąc najstarszej córce o obowiązku spowiedzi nie powinna iść sama). Ale po co to skoro Pan Bóg przecież o mnie zapomniał, bo czemu się tak beznadzieje czuje, czemu On nie reaguje itp. itd. Myślę, że to dzięki tej monotonnej, ale wytrwałej modlitwie, która wydawała mi się tak bezsensowna dotarłam do tego konfesjonału…..
A tam sam Pan Jezus czekał na mnie w osobie kapłana. Byłam przekonana, że taka spowiedź pierwszopiątkowa to będzie taka „formalność”, bo ksiądz nie ma nawet czasu pogadać z petentem, gdy następni czekają w kolejce.
A tutaj takie zaskoczenie. Pamiętam jak ciepło mnie przywitał….. zapytał jak mam na imię, powiedział „Agnieszko, jesteś kobietą to potrzebujesz czuć, bo do tego jesteś stworzona. Jak nie czujesz, to Cię nie ma i masz poczucie, że Boga też nie ma, kiedy nie czujesz Jego obecności. A On jest i poprzez ten czas, który dla Ciebie jest bezsensem i marazmem – On przygotowuje Cię na coś wielkiego. To jest czas próby, więc wytrwaj i zastanów się czego Pan Bóg od Ciebie chce, co ważnego przed Tobą stawia?” Powiedziałam kapłanowi o telefonie nt. posługi i że wszystko we mnie krzyczy na nie, że się nie nadaję, że kim jestem by działać w takim temacie. Ledwo ostatnio ogarniam codzienność, a co dopiero coś takiego….. A tymczasem usłyszałam od kapłana: „i właśnie w tym dziele teraz Pan Bóg chce Cię zobaczyć i mówię Ci, że masz w to wejść mimo tych obaw i beznadziei. Bo gdybyś tam szła na pewniaka, to ja sam bałbym się, co by z tego wyszło, ale kiedy Ty całą sobą się boisz i myślisz, że nie dasz rady to dobrze….. bo to nie ty, ale Pan Bóg będzie działał”.
Poszłam po tej spowiedzi na adorację, bo akurat był wystawiony Najświętszy Sakrament i dostałam coś jeszcze. Spokój ducha i myśl, że nie będzie łatwo, ale damy radę. Najważniejsze to nie tracić z oczu Jego. Potem jeszcze kazanie tego samego kapłana, który mnie spowiadał. Mówił o drzewie oliwnym, które by wydać owoc musi być najpierw obłożone nawozem. A nawóz choć nie jest pachnący i przyjemny, jest KONIECZNY, by drzewo wydało owoc. Tak samo nasze doświadczenia. Czasem muszą być naprawdę trudne by nas przygotować na coś większego i lepszego. Nie wiem nadal co dobrego z tego wyniknie, ile jeszcze będę musiała doświadczeń pokonać, ale Jezu Ufam Tobie. Alleluja i do przodu! Aktualnie zawroty i bóle głowy zniknęły i belka z ramion spadła. Czuję ulgę na sercu i fizycznie też czuję się zdecydowanie lepiej.
Wiem, jak bardzo trudną osobą byłam w tym czasie dla moich bliskich i wolałabym uniknąć takich sytuacji w przyszłości. Jednak podejmując pewne wyzwania myślę, że musimy się przygotować na trudności poprzez, które zły będzie nas za wszelka cenę zniechęcał i próbował odwodzić od dobra, które może wyniknąć z tego, do czego jesteśmy powoływani.
Dodamy tak na koniec, że choć kończymy dopiero pilotaż i nasz Ekipowy staż jest króciutki, to od strony technicznej mamy całkiem „bogaty” track record: po drodze „zużyliśmy” 2 pary pilotujące (drugą parą była Dominika i Bartosz także z ekipy 2) i doradcę duchowego. W tym miejscu chcielibyśmy Wam jeszcze raz podziękować za Waszą posługę i wspólnie przebytą drogę. Bez Was nasza Ekipa nie mogłaby powstać i dotrwać do końca pilotażu.
Opatrzność czuwa jednak nad nami i w tym wyjątkowym dla nas dniu przyjęcia Karty, po raz pierwszy jest z nami nasz nowy doradca duchowy dominikanin o. Grzegorz Kluz z Borku Starego. Jako doświadczony opiekun wspólnot wszelakich, i jak sam o sobie mówi, Pies Pański, mamy nadzieję, że jak przystało na wytrawnego psa pasterskiego, będzie skutecznie bronił i pilnował naszego ekipowego stada. A że przy okazji jest specjalistą od sekt to w razie popadania w herezję albo nas ponawraca albo rozgoni w cztery wiatry :)
Bardzo prosimy Was choćby o krótkie westchnienie za naszą Ekipę i za o. Grzegorza byśmy trwali przy Panu, mimo codziennych trudności i byśmy umieli odnajdywać Boży sens tego, co Pan dopuszcza w naszym życiu.
Za wszystko co do tej pory i za wszystko co jeszcze przed nami: Chwała Panu!
Autorzy: Agnieszka i Szczepan Paproccy, Ekipa 9., Sektor Podkarpacki
-
Agnieszka i Szczepan Paproccy
-
dominikanin o. Grzegorz Kluz z Borku Starego
-
Para Odpowiedzialna Ekipy 9 wraz z doradcą duchowym o. Grzegorzem Kluzem z Borku Starego
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Przyjęcie Karty Equipes Notre-Dame
-
Podziękowania dla Par Pilotujących
-
Podziękowania dla Par Pilotujących